Roland Barthes, pod koniec swojego życia i tuż po śmierci matki postanowił napisać książkę o fotografii. Pogrążony w tęsknocie za swoją matką przeglądał zdjęcia, jakie mu po niej zostały i szukał w niej matki, jaką pamiętał. Autor wraz z czytelnikiem, na łamach książki, analizuje bardzo prywatne dla niego zdjęcie (którego nam nie pokazuje, bo uznaje, że dla nas i tak nie miałoby większego znaczenia) i próbuje odkryć istotę fotografii jako takiej. Wprowadza pojęcie studium i punctum w fotografii.
Książka sama w sobie przypomina trochę styl pisania Susan Sontag, ale jest dużo krótsza. Z pozoru wydaje się bardziej pamiętnikiem niż rzeczywistymi rozważaniami na temat fotografii. Z pewnymi kwestiami się nie zgadzam (między innymi z wyjaśnieniem autora dlaczego wybrał to a nie inne zdjęcie jego matki), inne pozwoliły mi na ułożenie sobie w głowie tego, co już wiem (umiejscowienie zdjęć w czasie, istoty dobrego portretu, czy samo pojęcie „punctum” w fotografii). Czasami było ciężko, czasami nie wiedziałam o co mu tak naprawdę chodzi ale myślę, że warto przeczytać tę książkę.
Jest naprawdę krótka (czyta się ją dosłownie kilka godzin), więc nic nie stracicie jak weźmiecie ją do ręki i przeczytacie, a jest duże prawdopodobieństwo, że pootwiera pewne szufladki w Waszej głowie. Na pewno nie jest to książka dla osoby zaczynającej swoją przygodę z fotografią, ale jak już ogarniasz co i jak, to myślę, że sporo z niej wyniesiesz – nawet jak na początku wyda się trochę niezrozumiała 😉
Książkę można kupić tutaj
Znacie? Czytaliście? Co o niej myślicie?
Czytałam jakiś czas temu i zgadzam się z Twoimi opiniami – książka na pewno nie dla osób zaczynających fotografować, ale później przeczytać ją warto
Znam jego „Imperium Znaku”. W zasadzie to książka z zakresu semiologii czyli nauki o znakach. O ile Sontag poprzez swoje przemyślenia daje pewne pole do popisu na temat tego czym jest fotografia – jak dla mnie bardziej w ujęciu społecznym, socjologicznym, ale też właśnie psychologicznym – tak podejrzewam, że książka Francuza jest raczej dziełem z zakresu „znaków” niźli samej fotografii.
Nie no, pod koniec doszedł do bardzo ciekawych wniosków 😉
Oh, wyraziłem jedynie podejrzenia. Przeczytam, jak tylko gdzieś kupię i skończę obecne lektury.
Daj znać jakie wrażenia po przeczytaniu 😉
Jak tylko się wezmę 😉
Chwilowo jestem w okolicach „Drzwi percepcji” Huxleya, żeby trochę odciąć się od fotograficznych lektur i może rozwinąć jakąś własną myśl – ale jak tylko przeczytam opowiem 😀
Badacze Barthesa mówią, że R.B. po śmierci matki przepisuje frazę „umarła mi matka”. Może po części tak jest, w moim prywatnym odczuciu Światło obrazu nie jest książką o fotografii. Zresztą, B. zaznacza, że fotografem nie jest. To jest raczej książka o pragnieniach, fascynacjach (nie mamy, jako osoby zdjęcia robiące, żadnego wpływu na owo Punctum, przynajmniej to Barthesowskie, gdzie czasami fascynują go zupełnie nieważne w całości fotografii elementy), ale przede wszystkim- o śmierci i o żałobie. Po cichu sobie przypuszczam, że tym tekstem Barthes przepracowywał stratę. Dla mnie jako fotografa, ta książka nie jest pomocna, prywatnie jej trochę nie lubię. Pomocna… Czytaj więcej »