Jakiś czas temu podczas sesji z okazji wieczoru panieńskiego przytrafiła mi się bardzo niemiła sytuacja. Otóż, gdy robiłam dziewczynom zdjęcia na Starym Mieście w Warszawie w pewnym momencie podeszła do nas grupa ludzi (było ich chyba troje z tego, co pamiętam), stanęli mi za plecami i… zaczęli robić im zdjęcia. Bez żadnego słowa ani tym bardziej pytania, czy ktoś w ogóle chce żeby im ktoś inny robił zdjęcia. Oczywiście grzecznie powiedziałam grupie „fotografów”, że dziewczyny nie życzą sobie być fotografowane, a oni nie kryli swojego oburzenia, że jak to „przecież są w miejscu publicznym” i im wolno. Zdenerwowałam się, serio. Oczywiście jeden z panów okazał się na tyle źle wychowany, że rzucił jeszcze na odchodne komentarz w stylu gimnazjalisty.
Dorosły, poważny człowiek.
Pisałam Wam kiedyś jak ważne jest zapewnienie poczucia bezpieczeństwa w czasie sesji, dlatego też tak bardzo irytują mnie tego typu sytuacje. Zawsze dbam o to, by fotografowane przeze mnie osoby czuły się komfortowo, a powyższa historia na pewno taka nie była. Zastanawiam się, co kieruje tymi ludźmi, że wyjmują aparat i strzelają nim we wszystko na oślep zupełnie nie myśląc o tym, co robią.
Aha i to nie jest street fotografia, kochani…
Jak mi tu ktoś w komentarzach napisze, że podchodzenie z telefonem komórkowym (druga sytuacja) do grupy dziewczyn i szybka ucieczka zaraz po zrobieniu zdjęcia, to street fotografia, albo co lepsze fotografia reportażowa – to zwątpię. Naprawdę.
Idea fotografii ulicznej wydaje się zupełnie inna, niż przeszkadzanie w pracy drugiemu fotografowi. Zwłaszcza, że można to było zrobić bardziej dyskretnie bez przeszkadzania i głupich, niedojrzałych komentarzy. To w sumie smutne, że zamiast wzajemnie się wpierać, to podkładamy sobie tylko kłody pod nogi.
Fotograf fotografowi wilkiem…
Po co Wam zdjęcia obcych ludzi na karcie?
Tego zupełnie nie rozumiem. Zwłaszcza robienie tego typu zdjęć komórką, w nocy, zupełnie obcym osobom w całkiem zwykłej sytuacji.
Powszechność aparatów fotograficznych sprawia, że niektórym po prostu odbiera rozum i zapominają o zwykłej, ludzkiej przyzwoitości. Resztki kultury nakazują chociaż spytać o pozwolenie, a nie podchodzić z partyzanta od tyłu i robić swoje (jeszcze z wielkimi pretensjami, że ktoś śmiał zwrócić im uwagę).
Dochodzimy nawet do tak absurdalnych sytuacji, że zamiast nieść pomoc, to wyciągamy telefony komórkowe, by tylko było co pokazać kolegom. Co się z nami dzieje? Skąd ta znieczulica?
Co na to prawo?
Zirytowana całą sytuacją spytałam Wojciecha Wawrzaka z bloga PraKreacja.pl, co na ten temat mówi polskie prawo,dziękuję Ci bardzo Wojtek za tak szybką odpowiedź!
Sami zobaczcie:
„Problem polega na tym, że samo wykonywanie zdjęć, czyli utrwalanie cudzego wizerunku nie jest zabronione przez prawo, jeżeli nie towarzyszy temu uciążliwość, czy ingerowanie w prywatność. Prawo sankcjonuje dopiero etap rozpowszechniania cudzego wizerunku. Czyli ktoś może zrobić Ci zdjęcie na ulicy, jeżeli tylko nadmiernie nie będzie ingerował w Twoją prywatność, ale nie może go dalej rozpowszechniać bez Twojej zgody.”
Myślę, że te kilka zdań jest na tyle jasnych, że nie potrzebują już żadnego komentarza z mojej strony.
Pamiętajcie tylko o jednym:
Po drugiej strony jest żyjący i czujący człowiek, który może czuć się źle z tym co robicie. Myślcie o innych przed zrobieniem zdjęcia, postawcie się najpierw w ich sytuacji a wszyscy będą szczęśliwi. Myślenie nie boli, naprawdę.
A czy Tobie zdarzyła się kiedyś podobna sytuacja? Jak zareagowałe(a)ś, co czułe(a)ś? Daj znać w komentarzu. Chętnie poznam Twoją historię.
Fotografuję od około czterdziestu lat, albo i dłuży. 😀 Od samego początku zapoznawałem się z prawną stroną fotografowania, w szczególności w miejscach publicznych. Kiedyś były zakazy fotografowania pewnych obiektów czy przestrzeni. Zrobienie zdjęcia osobie, lub kilku osobom w miejscu publicznym było obwarowane uzyskaniem ich zgody. Dopiero powyżej pewnej liczby można było takiej zgody zaniechać. Fotografowanie festynów, publicznych zabaw, pochodów, imprez sportowych już takich obwarowań nie miało. Z tego okresu wyniosłem awersję do robienia zdjęć na ulicy. A kiedy już muszę to czekam aż zrobi się względnie pusto, a osoby w oddali są trudnorozpoznawalne. Kiedy robię zdjęcia jednej osobie to zwykle… Czytaj więcej »
I to jest kultura robienie zdjęć. Dziękuję bardzo za ten komentarz.
Pomimo czterdziestoletniego stażu fotograficznego, śmiem twierdzić, że bardzo świadomego, jestem tylko amatorem. Zdjęć smartfonem prawie nie robię, a jeśli już to raczej wiem co robię. Użytkownicy smartfonów rejestrujący zastaną rzeczywistość, z rzadka mają pełną świadomość procesu który wykonują. Są wyjątki, ale te jedynie potwierdzają regułę.
Pamiętam kiedyś w Łazienkach Królewskich siedząc sobie z koleżanką o ciemnej karnacji postanowiłem skierować obiektyw na jakieś dzieci bawiące się obok. Ze spojrzeń rodziców można było wyczytać, że takie zdjęcia zazwyczaj są robione przed porwaniem dziecka 😛
I ja się wcale im nie dziwię. 😉
Pomijając już nagminne historie z reportaży ślubnych, gdy członkowie rodziny pchali się z telefonami/aparatami kompaktowymi w kadr, bo o tym można mówić i mówić – dotknęła mnie sytuacja, gdy na wakacjach, podczas rejsu rozlałam sok na pokładzie i koleżanka pomagała mi to posprzątać, gdy tymczasem inni wycieczkowicze… nagrywali nas i robili mam zdjęcia. Dlaczego, po co? :/
No właśnie zupełnie tego nie rozumiem…
*nam, oczywiście, nie „mam” 😉
Zastanawiałam się, czy chwalą się tym potem znajomym? „Patrz, tu kormoran, a tu jakaś panna wyciera z wykładziny sok”. Fascynujące…
Bardzo mądry wpis! W moich oczach to bardzo trudny temat, bo dla każdego „nadmierne ingerowanie w prywatność” może oznaczać coś innego. Dla jednej osoby jakieś zdjęcie będzie w porządku, a innej osobie w momencie „pstryku” pojawi się w głowie czerwone światło i alarm, że sobie tego nie życzy, że czuje się z tym źle i że to dla niej przekroczenie prywatności. Dlatego ZAWSZE powinno się pytać o zgodę, żeby upewnić się, gdzie przebiega granica u danej osoby. Niestety utarło się takie przekonanie, że jeśli ktoś jest w miejscu publicznym, to można mu pstrykać zdjęcia do woli, a potem publikować to,… Czytaj więcej »
Publikacja w takim przypadku jest niezgodna z prawem.
No właśnie. A wiele osób myśli, że jest inaczej :/
Ustawa o prawie autorskim
Art. 81.
1. Rozpowszechnianie wizerunku wymaga zezwolenia osoby na nim przedstawionej. W braku wyraźnego zastrzeżenia zezwolenie nie jest wymagane, jeżeli osoba ta otrzymała umówioną zapłatę za pozowanie.
2. Zezwolenia nie wymaga rozpowszechnianie wizerunku:
1) osoby powszechnie znanej, jeżeli wizerunek wykonano w związku z pełnieniem przez nią funkcji publicznych, w szczególności politycznych, społecznych, zawodowych,
2) osoby stanowiącej jedynie szczegół całości takiej jak zgromadzenie, krajobraz, publiczna impreza.
a co z przestrzenią nie publiczna? jaka jest właściwie jej definicja?
Gdy ktoś robi fotki w miejscu … przedszkole, dom opieki lub sanatorium, albo ośrodek wczasowy?
Podejrzewam, że tutaj nie da się uogólnić, każde z tych miejsc i sytuacja w jakiej fotografujesz to indywidualne przypadki, które trzeba analizować, gdy ma się więcej szczegółów. Pytać, rozmawiać, ustalać wszystkie szczegóły i fotografować z szacunkiem dla innych osób – to na pewno zredukuje ilość problemów do minimum 😉