Temat wydaje się dość oczywisty. Na tyle oczywisty, że o bezpieczeństwie i odpowiedzialności na sesji nie wspominają ani autorzy podręczników do fotografii, ani blogerzy piszący o robieniu zdjęć. Jednak zważając na wydarzenia, które miały miejsce kilka dni temu, postanowiłam poruszyć tę kwestię. Największym priorytetem podczas robienia zdjęć powinno być zadbanie o zdrowie i bezpieczeństwo wszystkich jej uczestników, o czym niektórzy, w ferworze walki o najlepsze ujęcie, zapominają.
Temu można było zapobiec
Tragedia w czasie pleneru:
Plener poślubny 75 kilometrów od Montrealu wśród malowniczych wodospadów Dorwin Falls w Rawdon. Młoda Kanadyjka pozuje w swojej białej sukni. W pewnym momencie prosi fotografa o zrobienie jej zdjęć w wodzie. Niestety suknia nasiąka wodą, staje się bardzo ciężka i nurt porywa 30-letnią pannę młodą. Pomimo desperackich prób ratowania jej życia przez fotografa Louisa Pagakisa, kobiety nie udało się uratować. Ciało ofiary zostało odnalezione kilka godzin później. Więcej o całej historii tutaj
Sesja na torach:
Poludnie Chin, miejscowość Shaodong, w prowincji Hunan. Dwudziestoletnia studentka z Chin Xiao Li prosi swojego kolegę Xiao Qing o zrobienie kilku zdjęć przy torach. Nagle, w trakcie sesji, niespodziewanie nadjeżdża, pędzący z prędkością ok. 140 km/h, pociąg ekspresowy.
– Poczułam nagły wstrząs i zostałam odrzucona na bok. Pociąg zatrzymał się, a maszynista był przekonany, że mnie zabił – relacjonowała Li.
– Nie wiedziałam, że jestem tak blisko, moje ramię było całe posiniaczona, ale jestem szczęśliwa, że żyje – dodała.
I coś z naszego podwórka:
Kwiecień, czas przygotowań do Świąt. Na Facebooku pojawiają się pierwsze efekty wielkanocnych sesji zdjęciowych. W ostatnim czasie modne stało się wypożyczanie do zdjęć żywych zwierząt – żółtych kurczaczków, młodziutkich kaczuszek czy puchatych królików. Wiadomo – im będzie ciekawiej, tym więcej klientów się zgłosi. Polska fotograf wrzuca na swój fanpage zdjęcia, na których uśmiechnięty chłopiec zgniata i ciągnie za skrzydło małego kurczaczka. W internecie wrze. Screeny zdjęć pojawiają się na kilku grupach poświęconych fotografii, wylewa się fala hejtu na fotografkę, jedna z organizacji prozwierzęcych ogłasza nawet złożenie pozwu przeciwko autorce o znęcanie się nad zwierzętami. Zdjęcia zaraz znikają ze strony, ale kobieta szybko nie zapomni o całej akcji.
To tylko kilka historii, a na pewno można by było znaleźć dużo więcej podobnych.
Bezmyślne posłuszeństwo
Fotograf często sam jest głównym organizatorem sesji. Ponadto tak naprawdę widzi najwięcej i to on powinien brać odpowiedzialność za to, co się dzieje i pilnować, czy jest bezpiecznie. Klient wybiera osobę, która zrealizuje jego pomysły albo w pełni poddaje się woli artysty. Specyfika pracy polega na pełnym zaufaniu. Tak to wszystko działa, że bez zaufania nie ma efektów.
Zaraz ktoś napisze, że całą odpowiedzialność zrzucam na fotografów. Przecież ludzie mają własny rozum i każdy powinien martwić się o siebie. I tak i nie.
Kojarzycie eksperyment Milgrama?
Stanley Milgram umieścił ogłoszenie w gazecie, w którym poszukiwał chętnych do badania wpływu stosowania kar na zapamiętywanie. Następnie podzielił osoby badane na pary: uczeń (którym w rzeczywistości był współpracownik psychologa) i nauczyciel (właściwy badany). Uczeń musiał powtórzyć serię wyrazów wypowiadanych przez nauczyciela, z kolei nauczyciel miał za każdy błąd karać ucznia wstrząsami elektrycznymi. Z każdym kolejnym błędem zwiększano moc wstrząsu. Co istotne, “uczeń” symulował reakcje na karę – krzyczał z bólu oraz błagał o zakończenie eksperymentu. Całemu badaniu przyglądał się “profesor”, który pilnował, czy nauczyciel konsekwentnie wykonuje swoje zadanie. Gdy nauczyciel chciał przerwać wstrząsy towarzyszący mu profesor nakazywał, aby kontynuował.
Żaden badany nie wycofał się z eksperymentu. 65% osób zadało najsilniejszy z możliwych wstrząsów, a 80% badanych nie przerwało badania pomimo krzyków uczniów, że ich boli i mają problemy z sercem. Badani nie wykazywali psychopatycznych skłonności, a po ich reakcji widać było, że zadawanie bólu sprawiało im wielką trudność. Niektórzy stwierdzili, że było to najgorsze doświadczenie w ich życiu. Mimo to wszyscy poddali się nakazom profesora i całkowicie ulegli jego woli.
Przedstawiony wyżej eksperyment bardzo ładnie pokazuje, jak ulegamy autorytetom i bezrefleksyjnie im ufamy. Jesteśmy w stanie narazić czyjeś życie tylko dlatego, że osoba, która podobno zna się na jakiejś dziedzinie, nas do tego namawia.
Fotograf jako autorytet
Dlaczego wspominam tutaj o tym eksperymencie? Ano właśnie.
Fotograf podczas sesji zdjęciowej pełni rolę takiego autorytetu. Często to on jest “głównodowodzącym” całego zamieszania. Organizuje sesję, potem czuwa nad jak najlepszym jej przebiegiem, przedstawia swoją wizję oraz ustawia modelkę. Dlatego też najbardziej powinien ogarniać sytuację.
Pozostaje też kwestia wzajemnego zaufania. Oczywistym jest, że klienci którzy wybierają danego fotografa muszą mu jakimś stopniu zaufać. Samo zgodzenie się na sesję jest daniem fotografowi kredytu zaufania i poświęcenie mu swojego czasu. Zaufania przede wszystkim w jego warsztat i umiejętności. Wiara, że zna się na tym, co robi oraz wie lepiej, kiedy zdjęcia wyjdą najładniejsze. Bez tego nie będzie dobrych efektów, uwierzcie mi.
I w tym wszystkim, gdzieś po drodze, gubimy zdrowy rozsądek.
Dlatego tak ważne jest, żebyście Wy, jako fotografowie, mieli tego świadomość. Nie próbowali zrobić “idealnego” zdjęcia za wszelką cenę. Wraz ze sprzętem spakowali do plecaka też rozum. Dbali o dobre samopoczucie wszystkich uczestników sesji (zarówno ludzi, jak i zwierząt). Podchodzili w sposób poważny i odpowiedzialny do tego, co robicie. Po co Wam potem wyrzuty sumienia, że przez Was ktoś zrobił sobie krzywdę? Po co robić wokół siebie takie nieprzyjemne zamieszanie, jak wspomniana Pani Fotograf z Polski?
A Wy fotografowani? Wybierajcie doświadczonych fotografów. Do sesji noworodkowych szukajcie osób, które wiedzą, co robią, aby nie zrobili krzywdy Waszym dzieciom. Na plenerze ślubnym nie wierzcie ślepo w to, co mówi fotografujący. Podczas sesji w studio nie róbcie rzeczy, na które nie macie ochoty. Pamiętajcie, najważniejsze jest Wasze bezpieczeństwo i dobre samopoczucie. Nie bójcie się zwracać uwagi, że coś według Was, jest nie na miejscu.
Uwierzcie mi, żaden kadr nie jest wart życia ani zdrowia jakiegokolwiek uczestnika sesji.
Ciekawa jestem Waszych doświadczeń. Przeżyliście jakieś niebezpieczne sytuacje w czasie robienia zdjęć? Podzielcie się swoimi historiami w komentarzu.
Pierwszy raz się tu wypowiem, bo tak bardzo się zgadzam! To wypożyczanie zwierzątek na sesje raziło mnie strasznie, jeszcze przed aferą z tą fotografką, a to, co niektórzy robią noworodkom woła o pomstę do nieba…
Masakra! co to w ogóle za historie?! W sumie… ja jako “modelka” (panna młoda) jednak ufam fotografowi. Przecież “rozbił już setki takich zdjęć”.
Straszne historie ale prawda jest taka, że zawsze może się coś zdarzyć dlatego powinniśmy być bardzo ostrożni.
Myślę, że przed sesją warto spotkać się ze swoim fotografem, by sprawdzić, czy obopólne wizje fotografii się zgadzają. Do dziś bardzo rażą mnie zdjęcia ślubne z zadartą nogą, widoczną podwiązką, młoda para umorusana w błocie, czy babrająca się w odświętnych ubraniach za kilka tysięcy w wodzie… to jest niesmaczne. Ślub, miłość, uczucie, relacje między dwójką ludzi powinny być sfotografowane ze smakiem, ukazywać subtelny erotyzm, a nie kadry rodem z NRD-owskiego pornosa… na szczęście coraz więcej klientów jest wrażliwych w tym temacie i nie pozwala robić z siebie pośmiewiska, co ogromnie mnie ciesyz.
Emilia, zgadza sie, niektorzy dla zdjecia zrobia wszystko, zapominajac o podstawach bezpieczenstwa i zachowaniu zdrowego rozsadku… Smutne to…
Zawsze się dziwnie czuję, jak fotografująca osoba każe mi coænąć się o jeden krok do tyłu. Niby ufam, a jednak nie do końca.
Emilia – bardzo dobry artykuł. Nic nie jest tak ważne jak bezpieczeństwo podczas sesji – zawsze mówię o tym moim Klientom. To absolutna podstawa. Ten artykuł na pewno pomoże wielu ludziom poszukać fotografa z doświadczeniem. 🙂
Osoby które mnie znają i wiedzą, że dużo fotografuję już się nie dziwią fotograficznym fetyszom. Kilka centymetrów do przodu lub do tyłu potrafi naprawdę zrobić różnicę, czasami mam tak, że nawet źdźbło trawy potrafię wyrwać lub “ugłaskać” w odpowiedni sposób by nie psuło kompozycji. Czasami mały szczegół potrafi zepsuć ogół. A co do bezpieczeństwa – jest ono najważniejsze w każdej dziedzinie naszego życia. 😉
[…] Spakuj rozum na sesję – Psychologia Fotografii – Rzecz o tym, że wyobraźnia w fotografii jest potrzebna nie tylko w kreacji. […]
Fotograf, albo raczej dobry fotograf, powinien być przede wszystkim dobrym człowiekiem, odpowiednio przygotowanym psychologiem, a nie tylko artystą samym w sobie. Zresztą samo robienie zdjęć nie jest tak proste jak się wydaje.
Co do sesji ślubnej. Moim zdaniem juz dawno ta branża odeszła od wyczucia ‘środka’, wyważenia i obecnie polega na licytacji ‘coś czego sąsiad nie miał’, zarówno co do ekstremalnych sytuacji (proponuje pomysł w oborniku, chyba jeszcze nie wykorzystany), jak i techniki zdjęciowej (już nie wiem jakie rybie oczka, HDR-y)
Niestety coraz bardziej fotografia staje się wyścigiem. Zdjęcie nie może być już tylko ładne. Zdjęcie musi być spektakularnie, musi się wyróżniać, musi dostać jaj najwięcej lajków. Przypomina mi się głośna historia “gwiazdy” Instagrama, która dla zdjęcia ryzykowała życie: http://fotoblogia.pl/10279,rosyjska-modelka-i-ryzykowanie-zycia-na-dachu-swiata-dla-dobrego-zdjecia-na-instagrama
Bardzo dobrze, że poruszasz ten temat. W moim mieście przy rzece jest jej spad. Przypomina on nieco mały wodospad, na dodatek blisko jest kościół, więc często są tam organizowane sesje zdjęcie ślubne. Przechodząc blisko tego miejsca, widziałam jak para młoda wchodziła na ten wybetonowany spad, żeby zrobić sobie zdjęcie, co do bezpiecznych rzeczy nie należało, przynajmniej dla nich, jako dla modeli, bo fotograf stał na drugim brzegu rzeki…